Czy pospolity grzyb może być przyczyną raka?

dr Tullio Simoncini
Czy pospolity grzyb może być przyczyną raka?
Dr Simoncini wysnuwa teorię, w której o powstawanie nowotworów obwinia rozrastające się w organizmie kolonie grzybów, w szczególności Candida albicans. Do leczenia chorób onkologicznych używa roztworów wodorowęglanu sodu NaHCO3 (potoczna nazwa: soda oczyszczona). Stosuje podawanie doustne, inhalacje (w wypadku nowotworów dróg oddechowych), podawanie dożylne, perfuzję i wstrzykiwanie w okolice guza (omawia to na końcu artykułu).Należy nadmienić, że Simoncini nie jest jedyną osobą, która o powstawanie nowotworów obwinia grzyby. Podobną tezę wysunął polski prof. Anatol Rybczyński, z tą różnicą, że obwiniał głównie różne gatunki grzybów z rodzaju Penicillium (pędzlaki).  Zbyt uproszczone już na pierwszy rzut oka jest tylko to, że Simoncini zdaje się obwiniać Candidę o wszystkie nowotwory. Inne źródła mówiące o infekcyjnym charakterze nowotworów wymieniają wiele różnych przyczyn raka.Na przykład Olga Jelisejewa w swoich książkach pisze, że w prawie wszystkich przypadkach osób cierpiących na złośliwe nowotwory u osób takich diagnozowała metodą Volla obecność grzyba Aspergillus niger, co jej zdaniem powinno skłaniać do wniosku, że jest bezpośrednio związany z powstaniem nowotworu.Z kolei Olga Swiszczowa wiele zła przypisuje rozrostowi w organizmie kolonii rzęsistków i opisuje przykłady tworzenia guzów, których były bezpośrednią przyczyną. Podobny pogląd wyznaje Marlene Benchimol, bardzo utytułowana brazylijska mikrobiolog, która poświęciła się głównie badaniom nad rzęsistkiem (jej zdjęcie rzęsistka znajduje się na tylnej stronie okładki książki Siemionowej). Bardzo dużo jej artykułów traktuje o powiązaniu rzęsistkowicy z nowotworami, szczególnie u kobiet.

0 autorze:

Dr Tullio Simoncini Dr Tullio Simoncini jest doktorem medycyny i chirurgiem specjalizującym się w onkologii, diabetologii oraz zaburzeniach metabolizmu. Posiada również tytuł doktora filozofii. Jako humanista jest przeciwnikiem intelektualnego konformizmu, który tkwi często jego zdaniem w nie popartych żadnymi faktami wyobrażeniach lub kłamstwach. Uczestniczy regularnie w medycznych konferencjach i udziela wywiadów, w czasie których wyjaśnia niewłaściwości konwencjonalnych teorii i metod leczenia raka oraz propaguje swoją grzybiczą teorię raka i opisuje badania z udziałem pacjentów wyleczonych przy wykorzystaniu potężnego środka przeciwgrzybiczego, jakim jest wodorowęglan sodu. Jego książka Cancer i a Fungus: A revolution in the therapy of tumours (Rak jest grzybem – rewolucja w leczeniu guzów) jest dostępna w języku włoskim, angielskim i holenderskim pod adresem http://www.cancerfungus.com, pod którym można znaleźć Informacje na temat jego teorii, terapii i przypadków wyleczeń.

{swfremote}http://myslav.com/film_simoncini/simoncinivideo1.swf{/swfremote}
Według mnie za rakiem nie kryją się jakieś tajemnicze przyczyny – genetyczne, immunologiczne lub autoimmunologiczne, jak głosi oficjalna onkologia – ale infekcja zwyczajnym grzybem, którego niszcząco działanie w głębokich tkankach jest niedoceniane. Prezentowana praca opiera się na przekonaniu wspartym wieloma latami obserwacji, analiz i doświadczeń, które mówią, że przyczyny guza należy szukać w rozległym świecie grzybów – powszechnie występujących w przyrodzie łatwo adaptowalnych, bardzo agresywnych i rozwiniętych mikroorganizmów.Wielokrotnie starałem się wyjaśnić moją teorię czołowym instytucjom zajmującym się z rakiem (Ministerstwo Zdrowia, Włoskie Medyczne Towarzystwo Onkologiczne etc.), szczegółowo uzasadniając mój sposób myślenia, ale z uwagi na to, że nie da się wtłoczyć moich poglądów w konwencjonalny kontekst, zbywano mnie niczym. Dla odmiany, możliwość prezentacji poglądów na temat zdrowia, które różnią się od powszechnie akceptowanych przez współczesne środowisko lekar¬skie, czy to oficjalnie, czy nieoficjalnie, stwarzają różne międzynarodowe gremia.Istnieje spór pomiędzy poglądami medycyny alopatycznej i hipokratesowskiej. Z kolei stanowisko, które ja promuję, jest punktem, w którym te dwie koncepcje zdrowia stykają się ze sobą, ponieważ podkreśla ono wartości ich obu i jednocześnie pokazuje, w jaki sposób stały się one ofiarami pospolitego języka konformistów. Hipoteza od grzybiczego pochodzenia chronicznych chorób zwyrodnieniowych, zdolna połączyć wartości etyczne jednostki z rozwojem poszczególnych procesów patologicznych, godzi obie orientacje medycyny (alopatyczną i holistyczną). Hipoteza ta jest obiecującym kandydatem na brakujący element psychosomatyki, którego poszukiwał, ale nigdy nie znalazł, jeden z jej ojców Viktor von Weiszäcker.W rozważaniach na temat biologicznych rozmiarów grzyba możliwe jest na przykład porównanie różnych stopni patogeniczności w odniesieniu do stanu organów, tkanek i komórek organizmu gospodarza, co z kolei zależy od zachowania się pacjenta. Za każdym razem kiedy przekraczane są własności wzmacniające psychofizyczną strukturę, dochodzi do jej nieuniknionego wystawienia – nawet w niewielkim zakresie – na agresję zewnętrznych czynników, które w innym przypadku byłyby nieszkodliwe. W świetle istnienia niepodważalnego związku między stanem psychicznym pacjenta i chorobą nie można już dłużej rozdzielać obu koncepcji (alopatycznej i neuropatycznej), jako że obie są nieodzowne do poprawy sianu zdrowia pacjenta.

Wady obowiązujących teorii przyczyn raka

Kiedy napotykamy na najbardziej uporczywy problem współczesnej medycyny – raka – pierwszą rzeczą, jaką należy zrobić, jest przyznanie, że wciąż nie znamy jego prawdziwej przyczyny. Chociaż jest leczony inaczej przez oficjalną i alternatywną medycynę, wciąż otacza go tajemnica związana z jego rzeczywistym procesem powstawania.Próba przezwyciężenia obecnego impasu musi więc koniecznie przejść dwie oddzielne fazy: krytyczną, ukazującą obecne ograniczenia onkologii, i konstruktywną, zdolną do zaproponowania terapii bazującej na nowym teoretycznym punkcie widzenia. Biorąc pod uwagę najnowsze koncepcje naukowej filozofii, które sugerują antyindukcyjne podejście tam, gdzie jest możliwość znalezienia w drodze rozważań powszechnie akceptowanego rozwiązania, jedyne logiczne sformułowanie, jakie się nasuwa, brzmi: należy odrzucić onkologiczną zasadę, która zakłada, że rak powstaje w rezultacie anomalnej reprodukcji komórek.To oznacza, że w sytuacji gdy fundamentalna hipoteza anomalnej reprodukcji komórek jest poddawana w wątpliwość, wszystkie bazujące na niej teorie są wadliwe.Wynika z tego, że jako przyczynę raka należy wykluczyć zarówno autoimmunologiczny proces, w którym obronne mechanizmy organizmu, mające zwalczać zewnętrzne czynniki zagrożenia, zwracają się przeciwko wewnętrznym elementom organizmu, jak i obwiniane o rozwój autodestrukcji anomalie genetycznej struktury.Co więcej, wspólna próba budowy teorii o różnorodnych przyczynach onkogennego wpływu na rozmnażanie komórek przypomina czasami zasłonę dymną, za którą nie ma niczego prócz gołej ściany. Teorie te proponują nieskończoną liczbę mniej lub bardziej powiązanych ze sobą przyczyn, co oznacza w rzeczywistości, że żadnych przyczyn nie odkryto. Z kolei odwoływanie się do palenia, alkoholu, toksyn, diety, stresu, czynników psychicznych etc., bez właściwie określonego kontekstu, wywołuje zamęt i rezygnacje oraz tworzy wokół tej choroby, która może okazać się prostsza, niż się ją przedstawia, coraz gęstszą zasłonę mistyfikacji.W celu uzyskania szerszego obrazu sprawy warto przyjrzeć się przypuszczalnemu wpływowi czynników genetycznych na rozwój procesów rakotwórczych propagowanemu przez biologów molekularnych. Naukowcy ci badają nieskończenie małe mechanizmy komórkowe, ale nigdy nie widzieli pacjenta. Wszystkie obecne systemy medyczne bazują na takich właśnie badaniach, a co za tym idzie, wszystkie obecnie stosowane terapie.Główna hipoteza genetycznej przyczyny nowotworów ogranicza się w zasadzie do tego, że struktury i odpowiedzialny za normalny proces rozmnażania komórek mechanizm stają się z nieznanych przyczyn zdolne do autonomicznych, zupełnie nie związanych z całą gospodarką tkankową zachowań. Geny, które normalnie odgrywają pozytywną rolę w reprodukcji komórek, są niewłaściwie opisywane jako „protoonkogeny” (geny rakowe), natomiast te, które hamują rozmnażanie komórek, nazywane są „genami supresyjnymi” lub inaczej „onkogenami recesyjnymi”. Za nowotworową degenerację tkanek odpowiedzialnością obarcza się zarówno komórkowe czynniki endogenne (nigdy nie zademonstrowane), jak i egzogenne.

Nawet bardzo pobieżna analiza tego teoretycznego onkologicznego obrazu pokazuje, że za tym całym twierdzeniem o tej niemożliwej do powstrzymania genetycznej hiperak-tywności kryje się potworna głupota, która leży u podstaw takiego sposobu wyjaśniania spraw. Wszyscy, którzy pracują na tym polu, nie robią nic innego poza powtarzaniem jałowej mantry o anomaliach w systemie reprodukowania się komórek o genetycznym podłożu. Lepiej poszukać nowych horyzontów i instrumentów pojęciowych, które pozwolą ujawnić prawdziwą etiologię nowotworów.

Powrót do taksonomii (systematyki roślin i zwierząt)

W celu znalezienia prawdopodobnego rakotwórczego ens morbi (istota choroby) na polu biologii pomocny może być powrót do jej podstawowych taksonomicznych koncepcji, gdzie daje się zauważyć wiele niezdecydowania i nieokreśloności.
Już ponad sto lat temu, odchodząc od koncepcji Linneusza, zgodnie z którą istnieją dwa wielkie królestwa życia (roślinny i zwierzęcy), niemiecki biolog Ernst Haeckel (1834–1919) przedstawił trudności w przypisaniu do odpowiedniej kategorii mikroskopijnych organizmów, których nie da się ze względu na ich charakterystyczne cechy i własności zaliczyć ani do królestwa roślin, ani zwierząt. W rezultacie zaproponował dla nich trzecie królestwo o nazwie Protisty.

„Ten ogromny i złożony świat zawiera szereg form, od takich, które mają budowę podkomórkową, jak na przykład wiroidy (patogeny roślin) i wirusy, poprzez mikoplazmy do bardziej zorganizowanych organizmów, takich jak bakterie, promieniowce, śluzorośla, grzyby, pierwotniaki i pewne mikroskopijne algi”.
Wspólnym elementem tych organizmów jest system odżywiania, który polega, z nielicznymi wyjątkami, na bezpośrednim absorbowaniu rozpuszczalnych związków organicznych, co różni je zarówno od roślin, jak i zwierząt. Zwierzęta również tak się odżywiają, ale głównie poprzez przyjmowanie stałych pokarmów, które są następnie przetwarzane w procesie trawienia. Z kolei rośliny, wykorzystując związki mineralne i energię świetlną, są zdolne do odżywiania się poprzez syntetyzowanie związków organicznych.

Obecnie biolodzy skłaniają się do ustanowienia trzeciego królestwa, aczkolwiek w bardziej wyrafinowanej formie. Są nawet tacy, którzy posuwają się jeszcze dalej, twierdząc że grzyby należy sklasyfikować w ramach tego królestwa jako odrębną kategorię.O. Verona (3) pisze, że jeśli do pierwszego królestwa zaliczymy wielokomórkowe organizmy wyposażone w zdolność fotosyntezy (rośliny), a organizmy nie wyposażone w fotosyntezową pigmentację (zwierzęta) do drugiego – organizmy tych dwóch królestw składają się z komórek wyposażonych w wyraźne jądra (eukarioty) – i jeśli do kolejnego królestwa (prolisty) zaliczymy jednokomórkowe organizmy nie posiadające chlorofilu i wyraźnego jądra (prokarioty – bezjądrowce), to grzyby powinny mieć swoje własne królestwo, ze względu na to, że nie posiadają fotosyntezowej pigmentacji, że mogą być jednokomórkowe i wielokomórkowe, i że posiadają wyraźne jądro.

Ponadto grzyby posiadają w porównaniu do innych mikroorganizmów bardzo dziwną własność – są zdolne do zachowywania podstawowej struktury mikroskopowej (hypha – strzępek) z jednoczesną tendencją urastania do znacznych rozmiarów (aż do kilku kilogramów), przy zachowaniu nie zmienionej zdolności do adaptacji i reprodukcji w dowolnym rozmiarze.

Z tego punktu widzenia grzyby nie mogą być traktowane jak prawdziwe organizmy, ale jako skupiska komórek, sui generis, przypominające organizm, ponieważ każda komórka zachowuje własny potencjał przetrwania i reprodukcji, bez względu na strukturę, w której istnieje. Jest więc jasne, że w tak złożonych formach życia jest bardzo trudno zidentyfikować wszystkie procesy biologiczne. W rezultacie w mikologii nawet dziś istnieją ogromne białe plamy i taksonometryczne przybliżeniu.

Cechy charakterystyczne grzybów

Warto sprawdzić dokładniej ten dziwny świat o tak szczególnych cechach i spróbować uwypuklić te elementy, które mogą mieć związek z problemami o charakterze onkologicznym.

1. Grzyby są organizmami cudzożywnymi, a więc potrzebują, przynajmniej w odniesieniu do azotu i węgla, wstępnie uformowanych związków, spośród których najbardziej wykorzystywane są proste węglowodany, na przykład monosacharydy (glukoza, fruktoza i mannoza). Oznacza to, że w okresie swojego cyklu życiowego grzyby są uzależnione od innych żywych stworzeń, które są w różnym stopniu przez nie wykorzystywane w procesie odżywiania. Zachodzi to zarówno saprofitycznie, czyli w rezultacie spożywania organicznych odpadów, jak i pasożytniczo, czyli poprzez bezpośredni atak na tkanki żywiciela.

2. Grzyby wykazują olbrzymią różnorodność sposobów reprodukcji (płciowy, bezpłciowy, pączkowanie – przejawy te można często zaobserwować jednocześnie w tym samym grzybie) w połączeniu z wielką morfostrukturalną różnorodnością organów [różnorodnością ich kształtu]. W ostatecznej konsekwencji wszystko to jest ukierunkowane na formowanie sporów, od których zależy kontynuacja   i  rozprzestrzenianie gatunku.

3. W mikologii często można zaobserwować szczególne zjawisko zwane heterokarionem (komórka zawierająca genetycznie różniące się  jądra), które  charakteryzuje się  współistnieniem   normalnego i zmutowanego jądra w komórkach, które przeszły hyfalne (strzępkowe) połączenie. Fitopatolodzy obawiają się, że obecnie powstały już formy różniące się genetycznie nawet od swoich rodziców. Do tych zróżnicowań doszło w trakcie cykli reprodukcyjnych, które noszą nazwę paraseksualnych. Masowe i bezkrytyczne używanie roślinnych farmaceutyków doprowadziło do mutacji w jądrze wielu pasożytniczych grzybów i w konsekwencji stworzenia heterokarionów, które są czasami bardzo zjadliwe w swojej patogeniczności (4).
4. W zakresie pasożytniczym grzyby mogą wytwarzać ze strzępków mniej lub bardziej dziobokształtne, wyspecjalizowane struktury umożliwiające penetrację żywiciela.

5. Wytwarzanie zarodników może mieć tak masowy charakter, że w każdym cyklu powstają dziesiątki, setki, a nawet setki milionów elementów zdolnych do rozsiewania się na znaczne odległości od miejsca pochodzenia5 (do natychmiastowego rozsiewania wystarcza czasami niewielki ruch).

6. Zarodniki są niezwykle odporne na czynniki zewnętrzne. W przypadku znalezienia się w niekorzystnych warunkach potrafią pozostawać w uśpieniu przez wiele lat, zachowując pełną zdolność reprodukcyjną.

7. Współczynnik narastania strzępkowych koniuszków po wykiełkowaniu jest bardzo szybki (w idealnych warunkach 100 mikronów na minutę, czyli 14,4 cm3 na dobę) ze zdolnością do rozgałęziania, a w niektórych przypadkach pojawiania się nowych regionów kiełkowania po zaledwie 40-60 sekundach (6).

8. Kształt grzybów nigdy nie jest określony, ponieważ narzuca go środowisko, w którym się rozwijają. Można zaobserwować na przykład tę samą grzybnię bytującą w prostej wyizolowanej postaci strzępka w środowisku ciekłym lub w postaci skupisk, które coraz bardziej się zestalają i zbijają aż do uformowania pseudomiękiszu i włókien-nitek grzybni (7).

9. Podobnie, u różnych grzybów można zaobserwować te same kształty, gdy muszą się one dostosować do tego samego środowiska (nazywa się to dymorfizmem). Częściowa lub pełna zamiana substancji odżywczych często powoduje u grzybów mutacje i jest to kolejny dowód ich wysokiej zdolności adaptacji do dowolnego podłoża.

10. Kiedy warunki odżywiania są niepewne, wiele grzybów reaguje łączeniem strzępków (z pobliskimi grzybami), co umożliwia im łatwiejsze wykorzystywanie dostępnych substancji przy pomocy kompletniejszych fizjologicznych procesów. Ta własność, która w miejsce rywalizacji wprowadza współpracę, wyróżnia grzyby wśród pozostałych mikroorganizmów i z tego powodu Buller nazywa je organizmami społecznymi.

11. Kiedy komórka ulega zestarzeniu lub zostaje uszkodzona (na przykład przez substancję toksyczną lub lek), wiele grzybów,  których wewnątrzkomórkowe przegrody są wyposażone w pory, reaguje uruchomieniem mechanizmu  obronnego  zwanego  protoplazmatycznym przepływem, przy pomocy którego przekazują jądro i cytoplazmę zniszczonej komórki do zdrowej, co pozwala im zachować biologiczny potencjał całości.

12. Zjawiska regulujące powstawanie rozgałęzień strzępków są do dziś nieznane (9). Albo narastają one rytmicznie, albo pojawiają się w sektorach, mimo iż pochodzą z systemu strzępków, są wyposażone w układ samoregulacji (10), to znaczy niezależny od działań i zachowań reszty kolonii.

13. Grzyby są zdolne do nieskończonej liczby modyfikacji swojego własnego metabolizmu, aby pokonać mechanizmy obronne żywiciela. Te modyfikacje są wprowadzane poprzez plazmatyczne i biochemiczne działania oraz poprzez hipertropię (wzrost objętości) i hiperplazję (wzrost liczby) zaatakowanych komórek (11).

14. Grzyby są tak agresywne, że atakują nie tylko rośliny, tkanki zwierzęce, żywność i inne grzyby, ale nawet pierwotniaki, ameby i nicienie. Na przykład na nicienie polują, wykorzystując szczególną  modyfikację strzępków, które zawierają prawdziwą grzybiczą siatkę, wiskozę lub pułapki pierścieniowe, które unieruchamiają te robaki. W niektórych przypadkach siła agresji grzybów jest tak wielka, że pozwala na zaciśnięcie uchwytu – przy wykorzystaniu pierścienia komórek składającego się z trzech jednostek – i uśmiercenie w krótkim czasie zdobyczy, mimo jej rozpaczliwych prób uwolnienia się.

Z powyższych krótkich uwag wynika, że warto byłoby poświęcić większą uwagę światowi grzybów, zwłaszcza że biolodzy i mikrobiolodzy ciągle podkreślają ogromny niedostatek i białe plamy we wszystkich opisach i interpretacjach kształtów grzybów, ich fizjologii i sposobów reprodukcji.

Będąc najpotężniejszym i najbardziej zorganizowanym wśród znanych mikroorganizmów, grzyb jest bardzo logicznym kandydatem na sprawcę nowotworowego rozrostu. Na szczególną uwagę zasługują grzyby niedoskonałe (zwane tak dlatego, że nauka nie ma dostatecznej wiedzy i nie rozumie ich biologicznych procesów), ponieważ ich zasadniczą prerogatywą jest ich zdolność do fermentowania. Zatem największa choroba ludzkości może kryć się za małym fragmentem patogenicznego grzyba, który może okazać się ostatecznie, w wyniku prostej dedukcji, brakującym fragmentem układanki.

Candida albicans – konieczna i wystarczająca przyczyna raka

Biorąc pod uwagę, że spośród ludzkich pasożytów grzyby skórne i sporotrychowe wykazują szczególną zdolność do wywoływania chorób i że w świetle doświadczenia promieniowce, Toluropsis i histoplasma (grzyby drożdżakowate) rzadko pojawiają się w kontekście patologicznym, jedynym kandydatem do miana promotora wzrostu guza pozostaje grzyb Candida albicans (bielnik biały).
Jeśli zatrzymamy się chwilę, aby zastanowić się nad jego charakterystycznymi cechami, zauważymy wiele analogii z chorobą nowotworową, z których najwyraźniejsze to:

1. Wszechobecność – żaden  organ i  żadna tkanka nie są oszczędzone.
2. Brak bardzo wysokiej gorączki.
3. Sporadyczne i niebezpośrednie zaangażowanie różnych tkanek.
4. Inwazyjność, która ma niemal wyłącznie charakter ogniskowy.
5. Postępujące osłabienie.
6. Odporność na wszelkie metody leczenia.
7. Szybki wzrost wspomagany przez wiele różnych przyczyn.
8. Symptomatologiczna konfiguracja o strukturze mającej inklinację do chronicznej.

Stąd właśnie w tym grzybie wielkości zaledwie kilku mikronów, którego nie da się śledzić przy pomocy dostępnych obecnie przyrządów badawczych, drzemie tak wielka i zróżnicowana potencja patogeniczna, której nie wolno pomijać z klinicznego punktu widzenia.
Jego obecna nozologiczna klasyfikacja nie może zadowalać, ponieważ, jeśli weźmiemy pod uwagę jego nieskończoną liczbę pasożytniczych konfiguracji, okazuje się zbyt prosta i ograniczająca.

Musimy więc założyć hipotetycznie, że atakowana przez układ odpornościowy żywiciela lub przez konwencjonalną terapię przeciwgrzybiczą Candida nie reaguje w zwykły przewidywalny sposób, ale broni się, transformując w jeszcze mniejsze niezróżnicowane elementy, które zachowują swoją zdolność rozmnażania do momentu ukrycia swojej obecności, zarówno przed organizmem żywiciela, jak i możliwymi procedurami diagnostycznymi.

Zachowanie Candidy można uważać za prawie elastyczne. Kiedy powstają sprzyjające warunki, Candida rozwija się na nabłonku i gdy tylko dochodzi do reakcji tkanki, masowo przekształca się w formę mniej produktywną – nieczułą na atak sporę (zarodnik). Jeśli następnie dochodzi do powstania roztworu podnabłonkowego w połączeniu z większą reaktywnością, zarodnik przenika głębiej do dolnych partii tkanki łącznej w stanie tak niewrażliwym, że kolonizacja staje się nieodwracalna.
W rzeczy samej Candida wykorzystuje strukturalną zmienność, którą dopasowuje do  istniejących  trudności – na przykład w zakresie odżywiania – w celu opanowania swojej biologicznej niszy. Dzięki temu może rozwijać się w glebie, powietrzu, wodzie, roślinach etc. – to znaczy jeśli nie dochodzi do reakcji przeciwciał. W nabłonku natomiast przybiera mieszaną formę, która ulega redukcji do zarodnika, kiedy dochodzi do penetracji głębszych poziomów nabłonka, gdzie po napotkaniu warunków tkankowej reaktywności ponownie się rozwija.

Wstępny obligatoryjny krok w przypadku szczegółowych badań musi polegać na zrozumieniu, czy i w jakim zakresie zarodnik się przekształca, jakie mechanizmy stosuje do ukrycia się lub zachowania swojego pasożytniczego charakteru lub czy posiada gotową neutralną nieaktywną postać, która jest trudna, wręcz niemożliwa do wykrycia przez układ odpornościowy.

Niestety, obecnie nie posiadamy odpowiednich podstaw teoretycznych oraz środków technicznych, które pozwoliłyby nam znaleźć odpowiedzi na te i podobne pytania, stąd uzasadnione sugestie mogą pochodzić wyłącznie z obserwacji klinicznych i doświadczenia, które, mimo iż nie dostarczają gotowych rozwiązań, mogą przynajmniej pobudzać do stawiania dalszych pytań.

Zakładając, że Candida albicans jest czynnikiem odpowiedzialnym za rozwój guza, ukierunkowane leczenie musi uwzględniać nie tylko jego statyczne i makroskopowe manifestacje, ale nawet ultramikroskopowe, szczególnie jeśli chodzi o jego dynamiczną wartościowość, to znaczy rozrodczość. Jest bardzo prawdopodobne, że celami ataku wymierzonego w grzyba mogą być fazy jego przekształcania, w których można dokonać odkażania w takim zakresie, by włączyć w nie całe spektrum biologicznej ekspresji –  pasożytnicze, wegetatywne, zarodnikowe, a nawet ultra-wymiarowe i wirusowe.

Jeśli poprzestaniemy na tym, ryzykujemy podawanie balsamów i maści w nieskończoność (w przypadkach grzybicy skóry lub łuszczycy) lub niezdarne atakowanie (przy pomocy chirurgii, radioterapii lub chemioterapii) enigmatycznej masy guza z rezultatem w postaci ułatwienia jego propagacji, która i tak jest już podwyższona w formach grzybiczych.

Ktoś mógłby zapytać, dlaczego mamy zakładać inną i zwiększoną aktywność Candida albicans, skoro już obszernie opisano jego patologiczne manifestacje? Odpowiedź wynika z taktu, że był on badany jedynie w patologicznym kontekście, to znaczy jedynie w działaniu na tkanki nabłonkowe.

W rzeczywistości Candida posiada agresywną walencyjność, która ma zróżnicowane funkcje w docelowej tkance. To właśnie w tkance łącznej lub w środowisku tkanki lącznej, a nie w zróżnicowanych tkankach. Candida może znaleźć warunki do nieograniczonej ekspansji. Widać to wyraźnie po chwili zastanowienia się nad główna funkcją tkanki łącznej, która ma przekazywać i dostarczać substancje odżywcze komórkom całego organizmu. Uważa się ją za środowisko bardziej zewnętrzne w stosunku do takich komórek, jak nerwowe, mięśniowe etc.

Z jednej strony mamy w komórkach organizmu elementy, których zadaniem jest obrona przed wszelkimi formami inwazji, a z drugiej strony komórki grzyba, które starają się przejąć coraz większe ilości substancji odżywczych, jako że muszą realizować biologiczny imperatyw gatunku w postaci tworzenia coraz większych i bardziej rozprzestrzenionych mas i kolonii.

Z kombinacji rozmaitych czynników, istotnych tak dla żywiciela, jak i agresora, możliwe jest wydedukowanie procesu ewolucji kandydozy (zakażenia drożdżakowego).

Pierwszy etap: Integralny nabłonek, brak czynników działających destrukcyjnie. Candida może istnieć tylko jako saprofil (organizm rosnący na rozkładających się tkankach).

Drugi etap: Niezintegrowany nabłonek (nadżerki, otarcia etc.), nieobecność eiapu czynników osłabiających, niezwykle warunki przejściowe (kwasica, bałagan metaboliczny i nieporządek drobnoustrojowy). Candida powiększa się powierzchownie (klasyczna grzybica, zarówno egzogenna jak i endogenna).

Trzeci etap: Uszkodzony nabłonek, obecność czynników osłabiających (toksyczne, stadium promieniowania, traumatyczne, neuropsychiczne etc.). Candida zagłębia się do poziomu ponadnabłonkowego, skąd może być przenoszony do wszystkich części organizmu w limfie i we krwi (grzybica intymna) (12).

Pierwszy i drugi etap są najlepiej zbadane i rozumiane, podczas gdy etap trzeci, aczkolwiek opisany w swojej morfologicznej różnorodności, został zredukowany do cichej formy saprofityzmu. Nic da się tego zaakceptować z logicznego punktu widzenia, ponieważ nikt nie potrafi wykazać nieszkodliwości komórek grzyba, które znalazły się w najgłębszych partiach organizmu.

W rzeczywistości założenie, że Candida może zachowywać się po przeniknięciu na niższe poziomy w taki sam saprofityczny sposób, jaki obserwujemy na nieuszkodzonym nabłonku, jest co najmniej ryzykowne, ponieważ opierałoby się wyłącznie na poglądach o całkowicie przypadkowym charakterze.

Prawdę powiedziawszy, nie tylko żąda się od nas, byśmy zaakceptowali a priori to, że środowisko tkanki łącznej (a) nie jest odpowiednie do odżywiania Candidy, ale także (b) wszechmoc układu obronnego organizmu w stosunku do inwazyjnej struktury organicznej, który staje się potem bezradny, kiedy już ulokuje się ona w głębszych tkankach.

Jeśli chodzi o punkt (a), trudno wyobrazić sobie, żeby mikroorganizm o takich zdolnościach adaptacji w dowolnym ośrodku nie mógł znaleźć elementów korzystnych dla siebie w ludzkiej organicznej tkance. Z tej samej przyczyny ryzykowne jest wysuwanie hipotezy głoszącej, że układ obronny ludzkiego organizmu jest w pełni wydajny w każdym momencie swego istnienia.

Jeśli chodzi o punkt (b), założenie, że powstaje tendencja przechodzenia w stan spokoju i bezbronności czynnika patogennego, takiego jak grzyb – najbardziej inwazyjnego i agresywnego mikroorganizmu istniejącego w przyrodzie – trąci nieodpowiedzialnością.

Z powyższych rozważań wynika, że jest sprawą pilną rozpoznanie niebezpiecznej natury takiego patogennego czynnika, który jest zdolny do łatwego przybierania różnych biologicznych konfiguracji, zarówno biochemicznych, jak i strukturalnych, bez względu na warunki panujące w organizmie żywiciela.
Stopień ekspansji grzybiczej staje się ostrzejszy, kiedy tkanka będąca celem grzybiczej inwazji staje się mniej eutroficzna, a więc mniej reaktywna.

Guzy łagodne

Warto teraz przez chwilę zastanowić się nad pojęciem „guza łagodnego” zaczerpniętego z klasyfikacji chorób. To zagadnienie zawsze pojawia się w patologii ogólnej, ale zwykle jest beztrosko odkładane na bok i pomijane, ponieważ nie stwarza ani problemów, ani obaw. Tymczasem stanowi jedną z niedocenianych szarych plam rzadko poddawanych racjonalnym rozważaniom.

Jeśli łagodny guz nie jest uważany za pełnoprawnego guza, to dla jasności korzystne byłoby zaszeregowanie go do właściwej kategorii. Jeśli jednak uważa się, że należy on do nowotworów, to konieczne jest rozważenie jego nieinwazyjnego charakteru i zastanowienie się nad przyczyną tego stanu rzeczy.

Jest sprawą ewidentną, że w tym drugim scenariuszu teza bazująca na założonej predyspozycji organizmu do autofagocytozy, przy konieczności przyznania istnienia ekspresyjnego stopniowania, natknęłaby się na takie dodatkowe trudności, że stałaby się wysoce nieprawdopodobna. Dla odmiany w scenariuszu grzybowym zagadka powstawania guzów łagodnych i złośliwych zostaje wyczerpująco wyjaśniona, ponieważ można uznać, że mają one te same etiologiczne pochodzenie.

Łagodny lub złośliwy charakter nowotworu zależy w rzeczywistości od zdolności do tkankowej reakcji określonego organu, polegającej na otorbieniu komórek grzyba i niedopuszczeniu do rozrośnięcia się ich w większy kolonię. Łatwiej to osiągnąć tam, gdzie stosunek pomiędzy zróżnicowanymi komórkami a tkanką łączną jest korzystny dla tych pierwszych.

Usytuowane pomiędzy nieprzepuszczalnymi szlachetnymi tkankami a bezbronnymi tkankami łącznymi zróżnicowane struktury łączne (szczególnie struktury gruczołów) reprezentują średni człon, który jest tylko trochę podatny na ataki, ze względu na jego zdolność wytworzenia szczególnego rodzaju obrony.

Właśnie w takich warunkach powstają guzy łagodne, to znaczy tam, gdzie w tkance łącznej uda się utworzyć hipertroficzne i hiperplastyczne komórkowe zapory przed pasożytami. Z kolei żołądek i płuca, w których nie ma żadnych gruczołów i które wyposażone są w niewielką zdolność obronną, zdane są na łaskę losu i najeźdźcy.

Ponadto warto wspomnieć, że wiele typów intymnej inwazji grzybów nie oznacza pojawienia się złośliwych lub łagodnych guzów, ale pewnego typu łagodnego guza (specyficzne zmiany zwyrodnieniowe), co można zaobserwować w przypadku niektórych organów nie posiadających specjalnych struktur gruczołowych i atakowanych w ich tkance łącznej,  aczkolwiek w  ograniczonym zakresie. Jeśli   weźmiemy   pod   uwagą stwardnienie rozsiane, stwardnienie  boczne  zanikowe,  łuszczycę, ogólne guzowate zapalenie stawów etc., możliwość   rozwoju   grzyba w wymiarze trójwymiarowym jest faktycznie ograniczona przez anatomiczną konfigurację zaatakowanych tkanek, tak że możliwa jest jedynie ekspansja wzdłużna.

Wracając do warunku koniecznego w postaci areaktywności, który jest nieodzowny dla rozwoju nowotworu u określonej jednostki, dopuszczalne jest twierdzenie, że każdy zewnętrzny i wewnętrzny element w ludzkim ciele powodujący pogorszenie funkcjonowania organizmu, organu lub tkanki, ma potencjał onkogenny. Nie jest tak do końca ze względu na zdolność niszczenia oraz gatunkową własność faworyzowania rozwoju grzyba (nowotworowego).

W końcu sieć przyczynowa, będąca w dużej mierze częścią współczesnej onkologii, czyli dotycząca toksycznych, genetycznych, immunologicznych, geograficznych, moralnych, społecznych i innych czynników, znajduje właściwą klasyfikację tylko w świetle infekcji grzybiczej, gdy arytmetyczne i diachroniczne sumowanie szkodliwych czynników działa jako kofaktor [kofaktory – związki chemiczne, które są potrzebne enzymom do katalizowania konkretnych reakcji chemicznych] zewnętrznej agresji.

Konwencjonalne terapie kontra terapia przeciwgrzybicza

Po przedstawieniu teoretycznych podstaw ekwiwalencji nowotwór/grzyb staje się jasne, że taki klucz interpretacyjny wywołuje długą serię pytań dotyczących współczesnych terapii, zarówno onkologicznych, jak i przeciwgrzybiczych. Która z dróg postępowania z pacjentem cierpiącym na raka jest więc dziś najlepsza, zwłaszcza że konwencjonalne leczenie onkologiczne, nie ukierunkowane na przyczyny, może tylko od czasu do czasu pochwalić się pozytywnymi wynikami, zaś w większości przypadków powoduje uszkodzenia?

Z grzybiczej perspektywy efektywność chirurgii znacznie spada ze względu na ekstremalną rozpraszalność i inwazyjność grzybiczego konglomeratu. Stąd chirurgiczne rozwiązanie problemu jest związane z konkretnym przepadkiem, to znaczy z warunkami, w których komuś uda się szczęśliwie usunięcie całej kolonii (co często bywa możliwe w obecności wystarczającego otorbienia i jedynie w przypadkach guzów łagodnych).

Chemioterapia i radioterapia dają niemal wyłącznie negatywne rezultaty, zarówno jeśli chodzi o ich szczególną nieskuteczność, jak i ze względu na wysoką toksyczność i szkodliwość dla tkanek, co w ostatecznej konsekwencji sprzyja agresywności grzyba. Zupełnie inaczej ma się sprawa w przypadku terapii przeciwgrzybiczej, z ukierunkowaniem na przeciwnowotworową, która uwzględnia znaczenie tkanki łącznej, łącznie z reprodukcyjną złożonością grzyba. Jedynie atakując grzyba w całym spektrum jego form w fazach, w których jest on najbardziej podatny z żywieniowego punktu widzenia, można mieć nadzieję na pozbycie się go z ludzkiego organizmu.

Zatem pierwszym krokiem, jaki należy wykonać, jest wzmocnienie pacjenta cierpiącego na nowotwór środkami umożliwiającymi ogólną rekonstrukcję organizmu (odżywki, środki wzmacniające, regulacja rytmów procesów fizjologicznych), które są zdolne do wzmocnienia odporności organizmu.

Dążąc do stworzenia środków farmaceutycznych w postaci łatwo dyfundującej, a więc efektywnej substancji przeciwgrzybiczej, użyteczne może okazać się wzięcie pod uwagę bardzo dużej wrażliwości Candidy na wodorowęglan sodu (NaHCO3). Jest to zgodne z dużą zdolnością reprodukcyjną Candidy w środowisku kwaśnym.

Teoretycznie rozważając, gdyby dało się znaleźć takie terapie, które umożliwiłyby bezpośredni kontakt grzyba ze stężonym wodorowęglanem sodu, bylibyśmy zapewne świadkami regresji nowotworowej masy. Tak właśnie dzieje się w przypadku wielu rodzajów guza, na przykład okrężnicy i wątroby, a nade wszystko żołądka i płuc – ten pierwszy podejrzany jest o regresje – ze względu na jego „zewnętrzne” położenie, a ten ostatni – z powodu wysokiej rozpuszczalności wodorowęglanu sodu w układzie oskrzeli oraz wysokiej wrażliwości na ogólne środki rekonstruujące. Zastosowanie tego rodzaju podejścia terapeutycznego pozwoliło osiągnąć u wielu pacjentów całkowitą remisję objawów i normalizację danych instrumentalnych. Należy podkreślić, że te przypadki to tylko przykład tego, co może stać się nowym sposobem postrzegania złożoności problemów medycznych, szczególnie w onkologii.

Uwagi krytyczne

Właściwe byłoby przeanalizowanie, co nowego i konkretnego może wyłonić się w nowotworowej patologii. Jeśli uważnie przyjrzymy się proponowanej metodzie leczenia, możliwe że niezależnie od jej rzeczywistej efektywności zauważymy, iż ma ona również wartość jako teoria innowacyjna. Po pierwsze, stanowi wyzwanie dla obecnej metodologii, a zwłaszcza jej założeń. Po drugie, oferuje konkretną alternatywę w stosunku do ogromu przypuszczeń i stanowisk, które brzmią bardzo autorytatywnie, ale są zbył ogólnikowe i w rezultacie nieefektywne.

Określenie jednej przyczyny nowotworów, nawet przy wszystkich możliwych ogólnych zastrzeżeniach, będzie stanowiło krok naprzód konieczny do odejścia od powodowanej brakiem rezultatów pasywności cechującej zachowania lekarzy, których przekonania bazują bardziej na wierze niż na rzeczywistej wiedzy.

Mając na względzie to, że niekonwencjonalne podejście może przynieść więcej korzyści niektórym pacjentom – z każdego punktu widzenia – niż oficjalne metody leczenia, i że można wskazać wartościowe wyniki, powinniśmy poczuć się pobudzeni do kontynuowania badań, unikając jednocześnie postaw protekcjonalnych, które są zarówno ograniczające, jak i bezproduktywne.

Możemy zastanawiać się, czy wodorowęglan sodu jest lub nie jest prawdziwą przyczyną wyzdrowień lub czy te wyzdrowienia wynikają z wzajemnego oddziaływania  szeregu  warunków,  które stworzono, czy też są rezultatem niezidentyfikowanych czynników neuropsychiatrycznych albo skutkiem czegoś zupełnie nieznanego. Co jednak nie ulega wątpliwości, to fakt, że pewna liczba ludzi nie będących zwolennikami metod konwencjonalnych mogła wrócić do normalności bez żadnych cierpień i okaleczeń.

Nauka wynikająca z tego doświadczenia to konieczność nawoływania do szukania takich rozwiązań, które pozostają w zgodzie z prostym hipokratesowskim zobowiązaniem zachowania dobrego samopoczucia człowieka, co oznacza, że musimy spojrzeć krytycznie na nasze obecne terapie onkologiczne, które powodują cierpienia. Kiedy zestawimy razem złośliwe guzy, które czasami bywają, a. prawdę mówiąc. nigdy nie zostają wyleczone (takie jak nowotwory żołądka lub płuc), z nowotworami, które są na pograniczu łagodności (takie jak większość guzów tarczycy i prostaty etc.), albo jeszcze z tymi, które nie mają pozytywnych wyników leczenia w rezultacie chemioterapii (na przykład białaczka dziecięca), to zobaczymy, że wszystko to sprawia wrażenie pokrętnego i wprowadzającego błąd i że jego jedynym celem jest wymuszanie konsensusu, którego w innym przypadku nie dałoby się osiągnąć przy trzymaniu się intelektualnie etycznych zachowań.

Fakt, że współczesna medycyna nie tylko nie może zaoferować odpowiednich kryteriów interpretacyjnych, ale, co więcej, stosuje metodologie, które są zarówno niebezpieczne, jak i bezsensowne – nawet jeśli są stosowane w dobrej wierze – jest czymś, co musi popychać nas wszystkich do poszukiwania ludzkich i logicznych alternatyw. Jednocześnie istnieje potrzeba ostrożnego, z otwartym umysłem i logicznego zastanowienia się nad moją teorią lub punktem widzenia, które czynią krok do przodu w bitwie z tym monstrualnym i nieludzkim wrogiem, jakim jest nowotwór. W tym miejscu słowa podziękowania należą się wszystkim, którzy są świadomi szkodliwości konwencjonalnych metod terapeutycznych i cały czas starają się znaleźć alternatywne rozwiązania. Ludzie tacy, jak Di Bella, Govallo i inni, chociaż są winni posługiwania się tymi samymi niefortunnymi zasadami oficjalnej medycyny (czym wykazują nadmiernie konformistyczne nastawienie), kierują się w rzeczywistości zdrowym rozsądkiem, starając się ulżyć chorym na raka w ich cierpieniu poprzez stosowanie bezbolesnych metod, i w niektórych przypadkach udaje się im uzyskać remisję, nawet mimo iż błądzą po ciemku, jeśli chodzi o znajomość prawdziwych przyczyn raka.

Tak więc patrząc z alternatywnej perspektywy, należałoby stworzyć nowe podejście do eksperymentowania na polu onkologicznym, prowadząc epidemiologiczne, etiologiczne, patogeniczne, kliniczne i terapeutyczne badania w zgodzie z odnowioną mikrobiologią i mikologią, co doprowadziłoby nas prawdopodobnie do przedstawionego wcześniej wniosku, że guz jest grzybem Candida albicans.
Przypuszczalne odkrycie, że grzybom można przypisać nie tylko odpowiedzialność za guzy, ale również za większość chronicznych chorób zwyrodnieniowych, stanowiłoby jakościowy skok, który, rewolucjonizując medyczne myślenie, znacznie przyczyniłby się do wydłużenia i poprawy jakości życia ludzi. Takie przewartościowanie poglądów mogłoby dotyczyć szerszego spektrum grzybiczych pasożytów (na przykład w przypadku chorób tkanek łącznych, stwardnienia rozsianego, łuszczycy, niektórych form epilepsji, cukrzycy typu 2, etc).

Kończąc, należy stwierdzić, że świat grzybów – tych najbardziej złożonych mikroorganizmów – zostaje pominięty i pozostawiony bez obserwacji zbyt długo, a nadzieją autora tej pracy jest rozbudzenie świadomości zagrożenia, jakim są te mikroorganizmy, tak by medyczne zasoby nie były kierowane w ślepe uliczki, ale przeciwko rzeczywistym wrogom ludzkiego organizmu – zewnętrznym czynnikom infekującym.

Uzupełnienie – uwaga w sprawie leczenia raka

Implikacje mojej hipotezy głoszącej, że rak to grzyb, którego można zwalczyć wodorowęglanem sodu, przedstawiają się następująco:
1.  Osiemdziesiąt lat badań genetycznych i ich zastosowań nie dało nic, zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę to, że genetyczna teoria raka nigdy nie została udowodniona.
2.  Strata milionów, jeśli nie miliardów, istnień ludzkich wraz z ich cierpieniami nie przyniosła niczego pozytywnego.
3.  Miliardy dolarów wydane na chemioterapię, radioterapię etc. zostały zmarnowane.
4.  Uznanie i nagrody przyznane eminentnym naukowcom nadano za nic.
5. Lekarza onkologa mógłby zastąpić lekarz rodzinny.
6. Przemyśl farmaceutyczny dozna potężnych strat finansowych (wodorowęglan sodu jest tani i nie da się go opatentować.

Moimi metodami leczy się ludzi od dwudziestu lat. Wielu moich pacjentów zostało całkowicie wyleczonych z raka, nawet w przypadkach, w których oficjalna onkologia poddała się.

Najlepszym sposobem eliminacji guza jest poddanie go działaniu wodorowęglanu sodu i to poprzez możliwie najbliższy kontakt – doustnie w przypadkach schorzeń przewodu pokarmowego oraz poprzez wlewy w przypadku chorób odbytu, irygacje w przypadku chorób pochwy i macicy, dożylne zastrzyki w przypadku chorób mózgu i płuc oraz inhalacje w przypadku chorób górnych dróg oddechowych. Guzy piersi, węzły chłonne i guzy podskórne można leczyć miejscowymi perfuzjami. Organy wewnętrzne można leczyć wodorowęglanem sodu poprzez umieszczanie odpowiednich cewników w arteriach (wątroby, trzustki, prostaty i kończyn) lub w jamach (opłucnej i otrzewnej). (Należy tu podkreślić, że wodorowęglanu sodu nie należy stosować w profilaktyce raka).

Ważne jest, by każdy rodzaj raka traktować właściwą dawką. W przypadku wlewów dożylnych podaje się 500 cm3 w kolejnych interwałach – 5-procentowy roztwór pierwszego dnia, a następnego 8,4-procentowy – w zależności od wagi pacjenta i jego stanu. Silniejsza dawka przypuszczalnie jest konieczna w przypadku raka płuc i mózgu w zależności od rodzaju guza (pierwotny czy przerzutowy) i jego rozmiarów. Jeśli chodzi o zewnętrzne podawanie, wystarczy sprawdzić, czy roztwór jest słony. Czasami rozsądnie jest łączyć różne rodzaje podawania.

W każdej kuracji należy pamiętać, że kolonie guza zmniejszają się między trzecim i czwartym dniem, a do ich zapaści dochodzi między czwartym i piątym, stad sześciodniowe podawanie jest zupełnie wystarczające. Pełny efektywny cykl składa się z czterech powtórzeń sześciodniowych podawań leku przedzielonych sześcioma dniami przerwy. Głównymi skutkami ubocznymi lej kuracji jest pragnienie i osłabienie.

W przypadku raka skóry (czerniaka, nabłoniaka itp.) na zaatakowaną powierzchnię skóry należy raz dzienne nakładać siedmioprocentową tynklurę jodu przez 20-30 dni, tak by utworzyć złożoną z kilku warstw skorupkę. Jeśli po miesiącu takiej kuracji pierwsza skorupka zejdzie, a skóra nie będzie jeszcze całkowicie wygojona, należy powtórzyć kurację w tym samym trybie, aż utworzy się druga skorupka, zagoi i odpadnie. (Ten sposób postępowania zaleca się również w leczeniu łuszczycy). Po takim leczeniu rak zniknie i nigdy nie wróci.

Więcej informacji na temat stosowania wodorowęglanu sodu można znaleźć w opracowaniu „Protocol Treatments with sodium biocarbonate solutions” („Protokoły leczenia roztworami wodorowęglanu sodu”), które znajduje się pod adresem http: www.eurenaUiralicancro.com/cancer-thera-py-simoncini-protocol.html. oraz w dziale FAO (Frequently Asked Questions – najczęściej zadawane pytania) zamieszczonym pod adresem http://www.curenaturalicancro.com.

Przełożył Jerzy Florczykowski
Artykuł ukazał się w polskim wydaniu Nexusa listopad / grudzień 2007

BIBLIOGRAFIA:

1. P.K Feyerabend, Contro il metodo (Przeciw metodzie), Felltrinelli, Mediolan, 1994, str. 26
2. O. Verona, Il vasto mondo dei funghi (Rozległy świat grzybów), Edizioni Nuova Italia, Firenze, 1973, str. 1.
3. Tamże, str. 2.
4. A. Rambelli, Fondamenti di micologia (Podstawy mikologii), Edizioni Guida, Neapol, 1972, str. 35.
5. Tamże.
6. Tamże, str. 28.
7. O. Verona, Il vasto…, str. 5
8. A. Rambelli, Fondamenti…, str. 31.
9. Tamże, str. 28.
10. Tamże, str. 29.
11. Tamże, str. 266.
12. Tamże, str. 273.

Pełna wersja pracy dra Simonciniego znajduje się pod adresem:
www.curenaturalicancro/com

dr Tullio Simoncini